Cykl opowieści, codziennie nowe części.
Mój mail: dawidwyrozebski@gmail.com
Numer gadu: 20749650
Odpowiadam na pytanie: Tak czytamy od prologu w górę ;)
Najnowsze części zamieszczane są u góry strony ;)

Zachęcam do obserwowania mojego bloga poprzez usługę OBSERWUJ, to pozwoli na otrzymywanie wiadomości o zmianach na blogu i podpisywanie się stałym nickiem pod postami :) Pozdrawiam!

sobota, 20 marca 2010

Rozdział II Zmiany, koniec

Dojechaliśmy na miejsce. Gdziekolwiek jesteśmy, zakładam, że nie więcej niż w promieniu pięćdziesięciu kilometrów od domu, mogę czuć się bezpiecznie. Pałacyk, w którym mamy zamieszkać prezentuje się niesamowicie. Usadowiony na pagórku w cieniu wysokich drzew. Jego śnieżno białe ściany wyróżniają się na tle jesiennego pleneru.
Pałacyk to może źle powiedziane. To zdrobnienie może narzucać wyobrażenie o jego małych rozmiarach. Jest wręcz przeciwnie. Stojąc pod nim można podziwiać jego strzelistość i lekkość. Dwa piętra dodatkowo zdobione wieżyczkami dodają historycznego klimatu. Gdyby nie auta wyjeżdżające, co rusz z podziemnego garażu, dziesiątki kamer noktowizyjnych, strażnicy z bronią o czerwonych oczach można by rzec, że cofnęło się w czasie o kilkaset lat.
Jednak tak nie jest, aktualny stan rzeczy zastanawia mnie, ciągle trapi mnie pytanie: „Kto pragnie naszej zagłady i dla czego?”. Wraz z tatą dostaliśmy kwaterę, w której zastaliśmy mamę i dziadka. Moja radość nie trwała jednak zbyt długo, pół godziny po przyjeździe zwołano zebranie w imponującej auli. Imponującej dla tego, że większość miejsca zajmowały portrety wielkich pisarzy, lekarzy, naukowców. Tylko, po jaką cholerę postawiono tam obrazy, gdy te mordy widzę na żywo? Może przesadzam, jestem bardzo zdenerwowany, a to dla tego, że po wejściu do auli zostałem wyproszony z racji mojego wieku i braku orientacji w polityce społeczności. A to chamidła, jestem wampirem jak każdy z nich. Żeby w taki sposób mnie potraktować. W szkole byłem gorzej niż dziwakiem, nawet woźny na mnie patrzył w dziwny sposób, a teraz to samo tutaj. To jakiś koszmar, cała ta gruba afera zatacza na pewno jakiś krąg wokół mnie. Bez powodu ten typ w kominiarce nie chciał wysłać mojego mózgu do Bejrutu.
-Biorę sprawy w swoje ręce.
Słowa, które wypowiedziałem bardzo stanowczo na głos nie do końca zabrzmiały tak jak tego chciałem. Wyraźnie przygasłem. Niech to szlag wszystko weźmie, czuję się niesamowicie bezradny, kompletnie bez wpływu na otoczenie.
-Nawet sam do siebie nie potrafię mówić stanowczo.
Przechadzając się alejkami zobaczyłem dziadka siedzącego na ławeczce. Podszedłem szybko zaciekawiony, czemu nie spędza czasu na zebraniu, które podobno jest tak ważne.
-Dziadku, wszystko w porządku? Czemu nie obradujesz razem z innymi?
Twarz dziadka z pochmurnej zmieniła się w groźną.
-Niegdyś mnie się radzono w sprawie dobra kraju. Gdy doszliśmy do władzy zapytano, jaki nasz cel, jaki program. Otóż najprostszy z możliwych, bić kurwy i złodziei. Teraz wolą debatować niż działać.
Nie do końca pojąłem, o czym dziadek mówił, ale na pewno miał rację. Zaraz, skoro siedzę właśnie obok najmądrzejszego wampira, jakiego znam to może zapytać się, o co w tym wszystkim chodzi.
-O co w tym wszystkim chodzi? Czemu jesteśmy na celowniku?
-Jarku, w życiu jest jak w chlewie, każdy chce do koryta. Jeśli nie wiesz, o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze.
Pieniądze? Jak ktoś może zdobyć pieniądze zabijając wszystkie wampiry? To nie trzyma się kupy, rozumiem jakieś wyłudzenia, szantaże, ale to?
-Dziadku, ale jaką korzyść można mieć z naszego unicestwienia? Zakładając, że ktoś, kto za tym stoi właśnie do tego zmierza.
Rozmowa z dziadkiem jest tym czymś, czego młody netoperek od życia może tylko wymarzyć. Ma wystarczająco dużo cierpliwości by nawet mało pojętnemu słuchaczowi wyłożyć wszystko bardzo zrozumiale. Tacy właśnie są dziadkowie i dla tego w oczach małych dzieci są tak ważnymi osobami.
-Dzięki nam handel bronią w Środkowej Europie nie podnosi się z ziemi, dostajemy pieniądze z dotacji na rozwój medycyny i nauki. Rywalizujemy z korporacjami farmaceutycznymi, które chcą leczyć, a nie wyleczyć. To miliardy złotówek. Ktoś, kto chce nas sprzątnąć może być ważną szychą siedzącą na ropie, a wtedy bym się bał lub jakimś desperatem, któremu biznes upadł, a my przestraszyliśmy się trochę za bardzo. W sumie mamy ogromne wpływy, ale ten, kto ma wpływy nie powinien czuć się bezpiecznie.
-To w skrócie nie za bardzo opłaca nam się wychylać w tym Gdańsku…
Dziadek spojrzał na mnie ostro.
-Jarek, co wiesz o Gdańsku?
-No… Tam ma się odbyć konferencja z udziałem medycznych autorytetów, a przecież nie jest tajemnicą, że nasza społeczność to śmietanka tego towarzystwa.
Dziadek jakby odetchnął z ulgą. To nie był wampir taki jak mama i tata, który potrafił ukryć emocje. Może nawet nie chciał.
-Jeszcze jedno. Dla czego wampiry traktują mnie…
-Gorzej?
Skąd on to wiedział? Chyba jestem pod czujnym okiem mojej rodzinki, nie do końca pozbawiony nadzoru.
-Dokładnie, tak jakbym był inny niż oni. Pomijam oczywiście wiek. Czemu tak jest?
Dziadek położył mi rękę na ramieniu, uśmiechnął się szeroko i spojrzał głęboko w oczy.
-Wnuczek, oni Ci zazdroszczą. Te wszystkie pijawki za swoich młodzieńczych lat piły krew jak popaprane, to staruchy w porównaniu do Ciebie, ich wypociny są lekturami w szkołach. Ty jesteś młody i nic takiego się z Tobą nie dzieje. Zabezpieczenie farmakologiczne w młodym wieku i tak gówno daje. Gdyby nie to, że po prostu masz dobre serce i normalnych rodziców to pewnie biegałbyś po lesie z ludzką nogą w zębach.
Po tych słowach ogromny ciężar spadł mi z serca, nie jestem od nich gorszy. Oni wszyscy mi po prostu zazdroszczą mojej silnej woli, tego, że nie pragnę ludzkiej krwi, a chyba najbardziej pełnego człowieczeństwa. Poczułem uśmiech na mojej twarzy.
-Dziękuję dziadku, chyba wrócę do pałacu.
-Idź, idź. Zacznij walczyć o swoje.
Podbiegłem do pałacu zmotywowany słowami dziadka. Nie dam sobą pomiatać, wejdę na zebranie i siłą mnie stamtąd nie wyciągną. Ważniaki poryte, no i co z tego, że pochodne drugiego stopnia w pamięci liczą. Pierwiastek mnie to obchodzi.
Klnąc w myślach wbiegłem do opustoszałego pałacu, schody mignęły za mną w chwili. Drzwi do auli stanęły przed moimi oczami, uderzyłem w nie barkiem, aby dla lepszego efektu wtargnąć na zebranie. Pech chciał, że otwierały się w drugą stronę, co sprawiło, że odbiłem się od nich jak piłeczka. Trochę przygaszony tym faktem, ale nadal z ogniem w sercu podniosłem się i przekroczyłem drzwi.
Ogromna sala, odrobinę przypominająca polski sejm. Z taką jednak różnicą, że tam jest 460 koryt, a tutaj może 200. Wszystkie głowy odwróciły się jak na komendę. Wpatrzone, ciekawskie w większości czerwone oczy spoglądały na mnie z nieukrywanym zainteresowaniem. To uczucie nie należy do najprzyjemniejszych, nigdy nie lubiłem spóźniać się do klasy gdyż wtedy wszyscy na mnie patrzyli, a co dopiero, gdy dwustu dorosłych wampirów obserwuje mnie bacznie. Sekundy mijały w zaskakującym tempie. Jedyne, na co było mnie stać to wykrztuszenie z siebie dwóch słów.
-Dzień dobry.
Zero reakcji, no może prawie zero, kilkudziesięciu członków obrad mrugnęło jak na kolejny rozkaz. Jeden z nich nawet wstał, aby lepiej mnie widzieć, rozpoznałem w nim współczesnego polityka, który strasznie lubi wszędzie nosić ze sobą męskie członki poza tym nie przepada za prezydentem ani kaczkami, przynajmniej tak twierdził. Dziwny gość.
-Miau.
To na to zebranie został zaproszony nawet Nobel! No polski kabaret! Czeski film! Niemiecka kiełbasa, czy jakoś tak… Nobel najwyraźniej znudzony tą ciszą miauknął po raz kolejny, wyciągnął swój grzbiet, polizał łapkę i ruszył w stronę wyjścia. W tym momencie wszyscy powstali i zaczęli kierować się w stronę wyjścia. Wychwyciłem w tłumie entuzjastyczne szepty, które zachwalały moją osobę
-Już mi się zasypiało. Dobrze, że młody wparował.
Muszę nad sobą poćwiczyć. Oj zdecydowanie.
Stałem w drzwiach i sala prawie opustoszała. Tata podszedł do mnie wraz ze swoim przyjacielem Julkiem.
-Synek, zdecydowaliśmy co z Tobą zrobić. Jeśli ktoś chce Cię sprzątnąć to należy utrudnić mu to zadanie. Jutro rozpoczynasz szkolenie.

4 komentarze:

  1. fajny ten kawałek chce więcej :D:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry, chyba jedno zdanie tylko dziwnie zabrzmiało. "Przechadzając się alejkami na ławeczce siedział dziadek", raczej powinno być zobaczyłem dziadka siedzącego na ławce, ale może tylko się czepiam :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej! Dzięki wielkie. Czytając ten sam tekst 20 razy nie widzi się nawet prostych błędów. Już poprawiam ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawi mnie Nobel. To, że nie jest to zwykły kot to już wiadomo....w każdym razie, ja mam milion koncepcji dla niego;) Ładnie napisane to, dlaczego dziadkowie są ważni dla nas. Piszesz coraz dłuższe rozdziały - dla mnie duży plus:)

    OdpowiedzUsuń