Wiadomość o innych netoperkach, które zainteresowały się naszą lekarską bracią rozniosła się po pałacu w ciągu chwili. Niektóre wampiry ze strachem w oczach wymieniały poglądy na temat szans w ewentualnej walce. Inni z miną Rambo odbezpieczali broń i chowali po kieszeniach dodatkowe magazynki. Sam fakt tego, że potrafili nas podejść świadczy na naszą niekorzyść. Kompletnie nie wiemy, kim oni są, jakie mają możliwości, a przede wszystkim ilu ich jest.
Mobilizacja nie trwała długo, ośmiu uśpionych strażników doszło do siebie po końskiej dawce adrenaliny. W danym momencie było nas w zamku równo 50 (Mama i dziadek na szczęście wyjechali, musieli pokazać się sąsiadom, aby Ci nie zawiadomili policji zaniepokojeni naszym zniknięciem). Starszyzna nigdy nie bierze udziału w czynnych operacjach wojskowych, nie może też zostać sama. Postanowiono, że naszych miłych gości będą szukać cztery drużyny pięcioosobowe.
-Młody, idziesz z nami. Jesteś przeszkolony, a poza tym szybszy niż którykolwiek z nas. Przydasz się.
Głos Zdziśka, pierwszego napaleńca naszej społeczności dotarł do moich uszu.
-Tak jest.
Bycie potrzebnym to nowe uczucie. Coś, co dodaje skrzydeł w działaniu, pewności siebie. Polotu.
W każdym razie odbezpieczony glock w mojej dłoni sprawił, że mogłem iść wszędzie. Podniecenie związane z niebezpieczeństwem, a jednocześnie poczuciem braterstwa z kolegami ukazało się w moim zachowaniu. Nie mogłem się doczekać akcji.
Nie minęło kilka minut, gdy 4 drużyny były uformowane. Czarne obcisłe mundury, ciężkie wojskowe buty, kamizelki taktyczne, a nawet włosy na żel mówiły, że idę na akcję z porządnymi lansiarzami.
Pocieszające było to, że prawie każdy z nich w ramach szkolenia był na misjach pokojowych za granicą w roli sanitariuszy, lekarzy polowych. Uzbrojenie nie było tak skąpe jak moje. Prawie każdy miał przewieszoną przez ramię MP5, dodatkowe magazynki włożone po kieszeniach kamizelki taktycznej sugerowały, że idziemy zrobić niezły burdel godny samego Bogusława Lindy. Oprócz zwykłej broni znalazło się kilku sympatyków najdziwniejszych noży, od małych po długie i cienkie. Ich zastosowanie zapewne poznam w praktyce.
Z pałacu przybył jeden z członków starszyzny. Prawdopodobnie ze szczegółowymi wytycznymi.
-Cztery grupy, dwudziestu żołnierzy. Macie wrócić takim samym składem. Wróg prawdopodobnie skierował się w stronę lasu oddalonego o kilka kilometrów. Wiecie, co robić. Powodzenia!
-Tak jest!
Chór głosów potwierdził to w jednej chwili.
System komunikacji, jakim byliśmy wyposażeni był bardzo wygodny. Mikro słuchawka w uchu i mikrofon w guziku kołnierza. W uchu usłyszałem wyraźny głos informujący, że dowódcą pierwszego oddziału jest Zdzisiek. Druga grupa jest pod rozkazami taty, trzecia jego dobrego przyjaciela Julka, natomiast czwarta została powierzona nieznanemu mi wampirowi, mówiono na niego Olek.
-Wszyscy gotowi?
Głos Zdziśka przerwał ciszę.
-Sprzeciwów nie widzę, no to ogień!
Wystartowaliśmy w szaleńczym biegu. Grupy rozdzieliły się po przebiegnięciu 500 metrów. Usłyszałem w uchu, że 2 i 3 grupa idą frontem przez las natomiast 1 i 4 zachodzą ze skrzydeł.
Kompletnie nie znałem się na taktyce, mój jedyny kontakt z nią to granie w CS’a na informatyce, zaznaczę, że nigdy nie szło mi to dobrze.
Bieg nie robił na mnie wrażenia jednak widziałem, że narzucone tempo nie było lekkim nawet jak na doświadczonego wampira.
Usłyszałem, że dwójka i trójka przekroczyły linię drzew. Na pewno zwolnili i zaczęli poruszać się ostrożnie. Zadaniem jedynki i czwórki było zabezpieczenie skrzydeł środkowych grup w odległości kilkuset metrów.
Kilkanaście sekund później także weszliśmy w ciemny jak na poranną godzinę las. Tempo nie było szybkie. Ciągły kontakt radiowy zapewniał nas o tym, że żadna z grup nie napotkała wroga. Od momentu przejścia bariery drzew znaleźliśmy kilka śladów, nóż do rzucania i parę martwych zwierząt.
Przechodziliśmy przez miejsce gdzie drzewa rosły gęsto, dalej była polana wypełniona wysokimi trawami i krzakami. Zdzisiek prowadził grupę, ja zamykałem. Czterech kompanów z bronią przy nosach obserwowało bacznie teren i nadstawiało uszu na wszelkie dźwięki. Ich kroki były bezszelestne mimo ciężkiego obuwia. Pomyślałem o ich ogromnym doświadczeniu. Kurczę, jestem w lesie a nawet żadnej wiewióry nie mógłbym ustrzelić. Moje rozmyślania przerwał mi krótki refleks światła.
-Nie!
Zduszony krzyk wyrwał mi się z ust, gdy w momencie przypadłem do Zdziśka mającego zamiar oprzeć się o drzewo. Odepchnąłem go od niego i z ulgą odetchnąłem. Cała grupa spojrzała na mnie z ogromnym zdziwieniem, nikt nie zauważył drobnych igieł wystających z kory drzewa.
-To by było panowie, pewno trup na miejscu, powinniśmy o tym zameldować. Chyba się nas tutaj spodziewają.
Zdzisiek z szacunkiem w oczach poklepał mnie po ramieniu. Jeden z kompanów, malutkimi obcążkami wyjął igły i umieścił je w plastikowym pojemniku.
Głos w słuchawce oznajmił, że inne grupy będą uważać na podobne pułapki, dowiedzieliśmy się, że dotychczas nie napotkali obecności wrogich wampirów.
Grupa 1 i 4 dostała rozkaz zmniejszenia dystansu względem środkowej do 300 metrów. Broń w pogotowiu. Ktoś z trzeciej grupy usłyszałem jakiś szmer. Po kilkunastu minutach marszu okazało się, że był to tylko leśny zwierzak.
Las zagęszczał się coraz bardziej. Kilka godzin marszu w ciągłej gotowości dało się we znaki, na każdy szmer w lesie reagowaliśmy nerwowo.
Las ponownie zaczął się rozrzedzać, gdy usłyszałem świst powietrza. Z wysokości kilkunastu metrów spadło coś, co przypominało człowieka.
Uderzenie zwłok o ziemie było słyszane przez wszystkie grupy.
-Co to było!?
Zdzisiek uspokoił sytuację.
-Spokojnie, mamy jakiegoś trupa, nikt z naszych, już sprawdzamy, kto to jest.
Podeszliśmy do zwłok ostrożnie, baliśmy się, że to może być jakaś pułapka. Jednak ciało z rozciętą tętnicą szyjną i w kałuży własnej krwi sugerowało, że to perfekcyjna robota i nie trzeba poprawiać. Zza drzewa wynurzył się Nobel. Polizał własną łapkę, potem tyłek i usiadł na klatce piersiowej nieżywego strażnika.
-To pewnie warta, mamy kilka chwil zanim reszta się zorientuje, że z tym coś nie tak. Nobel sprzątnął go po cichu.
Głosy entuzjazmu w uchu sugerowały, że wampirza brać była zadowolona z bliskości mojego nieznośnego kota. Nie mieliśmy czasu przyglądać się żołnierzowi wroga. Jedyne, co zwróciło swoją uwagę to kolor oczu. Były idealnie czarne. Całe. Widok zdawał się być przerażający.
Dwójka i trójka zameldowały o tym, że czują czyjąś obecność. Wiatr nam sprzyjał, zapach innych wampirów był wyraźny. Zbliżaliśmy się do małego wąwozu, ogon Nobla mignął w oddali, prawdopodobnie oddalił się, aby eskortować inną grupę.
-Jesteśmy nad wąwozem, w dole widzimy obóz.
Meldunek środkowych grup zasugerował, że jatka jest blisko.
-Ustawiliśmy się. Osłaniamy was.
Czwarta grupa pełniła rolę snajperskiego zabezpieczenia. W razie problemów mogli ustrzelić nawet muchę siedzącą na ramieniu. Zostaliśmy tylko my, pierwsza. Odwód, w razie problemów jesteśmy jak kawaleria, przybywamy z pomocą zawsze o czasie.
-Nobel ściągnął drugiego strażnika. Facet ma całe czarne ślepia, wygląda to dziwnie.
Meldunek czwartej grupy potwierdził to, co widziałem niedawno na własne oczy.
Wszystkie grupy zgłosiły gotowość do uderzenia, w obozie słyszymy ruch.
-Przy samochodach jest ich sześciu, nie widzę innych. Czekamy na rozkaz.
Czwarta grupa ze swoimi doskonałymi lunetami przy karabinach przeczesywała teren wzrokiem.
-Trójka na pozycji
-Pamiętajcie, aby wziąć kogoś na przesłuchanie, martwi nic nam nie powiedzą.
Tata przypomniał o rozkazach starszyzny.
-Dwójka gotowa, zrobimy im z dupy jesień średniowiecza.
W momencie, gdy miałem potwierdzić, że jesteśmy na pozycjach na czole Zdziśka pojawiła się mała czerwona plamka.
Cykl opowieści,
codziennie nowe części.
Mój mail: dawidwyrozebski@gmail.com
Numer gadu: 20749650
Odpowiadam na pytanie: Tak czytamy od prologu w górę ;)
Najnowsze części zamieszczane są u góry strony ;)
Zachęcam do obserwowania mojego bloga poprzez usługę OBSERWUJ, to pozwoli na otrzymywanie wiadomości o zmianach na blogu i podpisywanie się stałym nickiem pod postami :)
Pozdrawiam!
niedziela, 28 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
to jest jedna z najnudniejszych części! jak do tej pory całkiem nieźle sobie radziłeś ale teraz to już kompletne dno! nie ma w tym nic ciekawego !!
OdpowiedzUsuńDla mnie bomba:))
OdpowiedzUsuńKtoś kto mówi, że zawiewa nudą chyba lubi książki pokroju "Zmierzch" w czystej postaci.
OdpowiedzUsuńŚwietna jedna z lepszych części
OdpowiedzUsuńświetna robota, super się czyta, wartka akcja. Chcę więcej!!
OdpowiedzUsuńbossssko wręcz! :)
OdpowiedzUsuńNobel wymiata, największa rozkmina opowiadania!
więcej chcę !!
zajedwabiste, zdecydowanie jedna z lepszych części. Mimo wszystko można by trochę akcję spowolnić i dodać jakieś wątki poboczne. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńJak tak można urywać w najciekawszym momencie, co?
OdpowiedzUsuńTeraz nie będę mogla zasnąć. ;)
Super^^
Pooodoba się:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z ogromną przyjemnością i z rozpaczą wpatrywałam się w ostatnie zdanie, no bo, jak można tylko tyle, już, skończyło się? Toż to tragedia! Jak dla mnie, najlepszy rozdział, czytało się płynnie i bez zgrzytów :)
Czekam na dalej;)