Noc minęła szybko, nie dłużyła się jak zwykle swoją monotonią. Każdy szmer, zawirowanie powietrza wychwycony przez zmysły był postrzegany zupełnie inaczej. W przyszłości od mojej czujności będzie zależeć życie, przynajmniej takie mam wrażenie. Coś musi nade mną naprawdę wisieć skoro jestem celem jakiegoś zdesperowanego łowcy wampirów lub entuzjasty własnych interesów. Jeszcze mi tutaj tylko brakuje czosnkowych krucjat pod chałupę i paczek z osinowymi kołkami. O bombach nie wspomnę. Dochodziła piąta rano, zapowiadał się deszczowy dzień. Ciemne chmury zakryły całe niebo, krople deszczu zaczęły uderzać o dach. Typowa jesienna pogoda, gdyby nie to, że wampirom nigdy nie bywa zimno to zapewne narzekałbym na porywisty wiatr. Przebrałem się w strój, który otrzymałem wraz z poleceniem gotowości o 5 rano. Czarny żołnierski mundur i ciężkie wojskowe buty. Przyjrzałem się sobie w lustrze. Poprawiłem odzienie, aby leżało na ciele idealnie.
-Ale słodka fotka by wyszła… Bym miał w cholerę komentarzy. Jeszcze gdybym dostał broń i zrobił groźną minę…
Usłyszałem ciężkie kroki w korytarzu, wampir, który tutaj zmierzał na pewno chciał abym go słyszał. Odszedłem od lustra, wygładziłem mundur po raz kolejny i czekałem na pukanie. Osoba o dudniącym kroku była już niemal pod drzwiami. Spodziewałem się lada chwila pukania i już chciałem wykrztusić z siebie „proszę!”, gdy drzwi otworzyły się z takim hukiem, że jeden z zawiasów przeleciał przez pół pokoju.
Moich oczom, (które same nie wierzyły i gdyby mogły poszłyby się upić od tego widoku) ukazał się średniego wzrostu wampir z twarzą umorusaną jakimś maskującym… Czymś. Szeroki jak szafa trzydrzwiowa z dołączoną komodą. Tlący się papieros trzymany w ustach dodawał charakteru tej postaci, widać, że mimo przynależności do społeczności w dupie ma wszystkie postulaty związane ze szkodliwością tytoniu. Okulary przeciwsłoneczne, nie do końca trafnie dobrane dawały odczuć, że mój nauczyciel ma słabość do filmów o komandosach. Zwłaszcza tych gdzie główny bohater przez 120 minut lata z największą giwerą, jaką można tylko zmieścić w kadr filmu i robi rozpierduchę godną trzech oddziałów piechoty morskiej i działa szturmowego
-Co się tak lampisz Ty kocia łajzo!? Żołnierza na oczy nie widziałeś chłopczyku!? To się doigrałeś, siedzisz przy przełożonym debilu!? Wstawaj! Baczność!
-To jakiś zły sen…
-Dokładnie! Ja jestem najgorszym ze wszystkich Twoich koszmarów, jestem Twoim dowódcą, któremu powierzono zadanie przeszkolenia Cię! Ze zwykłej łajzy mam zrobić faceta. Mam jeszcze na to tylko miesiąc.
-Tak krótko?
To nie jest długi okres czasu, a z drugiej strony mam przecież maturę. Muszę się uczyć, a nie bawić w harcerstwo. Powinni nauczyć mnie strzelać i po sprawie.
-Słuchaj kocie, nazywają mnie Zdzisiek. Od dzisiaj jestem Twoim bogiem, mamą, tatą, dziadkiem babcią i całym jej kółkiem brydżowym! Bez mojego rozkazu nie masz prawa nigdzie ruszyć dupy!
Ucieleśnienie chińskiej podróbki Bogusława Lindy właśnie uświadamiało mnie jak ciężkim jest życie bez umiejętności zabijania gołymi rękami. W jego jakże bogatym słowniku dominowała polska łacina, ze słowem „kurwa” na czele. Obyłem się z nim już tak bardzo, że potrafiłbym wymienić tysiąc zastosowań odnośnie każdej sytuacji życiowej.
Zostałem wygoniony przed pałac i zmuszony do biegania z 40 kilogramowym plecakiem. Dla wampirzej kondycji to byłaby pestka gdyby nie fakt, że gonił mnie mój nauczyciel, za każdym razem, gdy udawało mu się zmniejszyć dystans zostałem sowicie nagradzany masażem pośladków za pomocą jego trepów. Stałem się uciechą całego zjazdu okolicznej społeczności, nawet Nobel całymi godzinami obserwował moje poczynania.
-Kocie, popołudniem będziesz uczył się walczyć wręcz!
Chwila wolnego czasu dodała mi trochę otuchy, może spędzę ją na okładaniu obolałych miejsc lodem. Z drugiej strony, po co? Za parę godzin szykuje się niezły łomot, ten świr chce zrobić ze mnie maszynę do zabijania, a ja nawet w szkole nigdy się nie biłem. Raz zdzieliłem kolegę w nos, ale to na pewno się nie liczy.
Wracając do pałacu, kompletnie ubłocony (zdarzyło się parę takich kopniaków, które posłały mnie prosto na ziemie), postanowiłem lekko się odświeżyć. Po wziętym prysznicu, została mi chwila na szybki obiad. Stres związany z treningiem walki spowodował, że nawet nie pamiętałem, co zjadłem.
-No młody, witam ponownie po przerwie, nogi Ci już odpadły?
Czułem zmęczenie, to nie ulega wątpliwości, ale z drugiej strony miałem wrażenie jakby moja kondycja i szybkość znacznie się zwiększyła. Może to niemożliwe, ale podoba mi się.
-Nie masz siły się odezwać? No dobra, masz do tego prawo. Stawaj przede mną, podstawowym warunkiem przeżycia to nie jest dać się trafić. Nie mówię tutaj o zwykłym ludzkim ciosie, niektóre z tych łobuzów potrafią nosić kastety, noże…
Wykład trwał kilka minut, czułem, że ta nauka może zostawić po sobie kilka pamiątek na moim ciele. Lekcja odbywała się w ogrodzie za pałacem. Nie byliśmy sami, wielu wampirów przyszło obserwować moje poczynania. Jedni z szyderczymi uśmiechami widocznie znudzeni tymi wszystkimi zebraniami przyszli trochę się rozerwać, inni pozdrawiali mnie gestami ręki, od kilku usłyszałem nawet głośne „Powodzenia!”. Nawet na pobliskim drzewie siedział Nobel, który chyba za punkt honoru postawił sobie obserwowanie moich marnych poczynań.
-Dobra kocie, będę próbował zrobić Ci krzywdę, a Ty masz tego uniknąć.
Nie czekając na moje słowa Zdzisiek wyprowadził szybki cios w kierunku mojej szczęki, jednak coś było nie tak, a może właśnie bardzo na tak. Jego szybki (tak mi się przynajmniej wydawało) cios w rzeczywistości okazał się tak powolny, że z dziecinną łatwością zanurkowałem pod jego ręką i stanąłem za plecami przełożonego. Mogłem zrobić wszystko, kompletnie nie wiedziałem z czym to się wiąże, ale instynkt podpowiadał mi, że spisałem się rewelacyjnie. Słyszałem rytm każdej z żył i tętnic w jego ciele, serce waliło jak młotem, każde drgnięcie powietrza wokół jego ciała było natychmiast odbierane przez jego ciało. Za uchem Zdziśka pojawiła się kropelka potu. Poruszyła się gwałtownie i poleciała ku ziemi, gdy ten obracając się próbował wyprowadzić kolejny cios. Zanim spadła uchyliłem się znacznie szybciej niż wcześniej i znowu stanąłem za jego plecami, zdążyłem ją jeszcze uchwycić w powietrzu.
Czując odrobinę wilgoci na dłoni zastanawiałem się, co się ze mną dzieje, jeszcze rano byłem popychadłem tego niewydarzonego Rambo, a teraz jestem w stanie uniknąć jego ciosu.
Kompletnie nie mam pojęcia, czemu to było tak dziecinnie łatwe, jeszcze parę godzin temu byłem o wiele wolniejszy. Przecież nikt do jedzenia mi ni czego nie wrzucał, a krwi nie piłem.
Cała ta sytuacja trwała może tyle, co szybki wdech. A wywołała niespodziewaną reakcję, ludzie przesiadujący na ławkach, spacerujący po ogrodzie, którzy wcześniej obserwowali mnie kątami oczu wpatrywali się we mnie wprost porzucając swoje ubiegłe czynności. W czasie tej dzwoniącej po uszach ciszy Nobel spadł z drzewa z głośnym odzewem.
-Miaaaaauuuu!
Nawet to nie przerwało tej krępującej sytuacji. Teraz to ja poczułem pot na moim czole.
Cykl opowieści,
codziennie nowe części.
Mój mail: dawidwyrozebski@gmail.com
Numer gadu: 20749650
Odpowiadam na pytanie: Tak czytamy od prologu w górę ;)
Najnowsze części zamieszczane są u góry strony ;)
Zachęcam do obserwowania mojego bloga poprzez usługę OBSERWUJ, to pozwoli na otrzymywanie wiadomości o zmianach na blogu i podpisywanie się stałym nickiem pod postami :)
Pozdrawiam!
niedziela, 21 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
całkiem fajny tekst tylko jest zdanie "Po wziętym prysznicu, została mi chwila na szybko obiad." i dokładnie nie wiadomo o co chodzi chyba powinno być "Po wziętym prysznicu, została mi chwila na zjedzenie szybko obiadu."
OdpowiedzUsuń"na szybki obiad" :D
OdpowiedzUsuńWybaczcie literówki ;)
Noc chyba minęła szybko i odszedłeś od lustra. Takie małe wtrącenie.. :-)
OdpowiedzUsuńPoza tym gratuluję świetnego opowiadania, genialnie się je czyta !
Mózg płata niesamowite figle gdy czytamy ten sam tekst wielokrotnie. Nie zauważymy zwykłego błędu, bo w naszym wyobrażeniu go tam nie ma:)
OdpowiedzUsuńWasze wyłapywanie literówek pokazuje, że czytacie kolejne fragmenty z dużą uwagą za co jestem niesamowicie wdzięczny. Pozdrawiam serdecznie!
"zdarzyło się parę takich kopniaków, które posłały mnie prostu na ziemie" nie chcę się czepia ale chyba powinno być "prosto na ziemie" lub "które po prostu posłały mnie na ziemię" po za tym świetnie się czyta chcę więcej!!! jest super
OdpowiedzUsuńNo i poprawione, sami widzicie, że ogarnięcie tego nie jest łatwe:)
OdpowiedzUsuń"A wywołała niespodziewaną reakcję, ludzie.." no właśnie nagle pojawili się ludzie, tak się mówi, ale jednak zwróciło to moja uwagę. Poza tym gratuluje pomysłu, potrafisz trzymać w napięciu i oby tak dalej.Powodzenia.
OdpowiedzUsuń